Mapa serwisu
Notice: Undefined index: l2 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151

Notice: Undefined index: l3 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151

Notice: Undefined index: l4 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151
 | Tekst 7

Tekst gwarowy — Tum 1

Alina Kępińska   
Tekst nagrała w czerwcu 2007 r. Alina Kępińska (wraz z koleżankami Izabelą Winiarską-Górską i Izabelą Stąpor), transkrypcja, podział i opracowanie tekstu: Alina Kępińska, wstępna transkrypcja części tekstu: Monika Kresa.

Opowiada p. Anna Baranowska, ur. 28 XII 1919 r. w Tumie i stale tu mieszkająca, wdowa po kowalu, matka trojga dzieci.

Pani Baranowska zajmowała się domem i wychowaniem dzieci, nie pracowała na roli, bo jej mąż trudnił się kowalstwem. W czasie wojny państwo Baranowscy, choć wysiedleni z własnego domu, pozostali w Tumie.


 
 
 

O dzieciństwie, młodości, pracy na roli


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)



Bo pani się nazywa Anna
Baranowska.
I urodziła się Pani w roku 1919?
Dziewietnastym, dwudziestygo ósmygo grudnia, to mam tylko dwa dni tego roku, ale
przód to tak było rzetelnie, że kiedy sie urodził, to czsza było zapisać, a nie mogli
my zapisać w dwudziestym, w pierszygo stycznia.
Co Pani robiła jak młoda była?
Ja miałam siedem lat i krowy już pasłam na polu u ojca, siedym lad miałam.
To się przeganiało krowy?
Kotuś,
pyntało sie je. Były takie pęta, tak, no z czegoś to było, nie, i sie ładnie skrynciło i sie tam zawiązało żeby,
skródziło im sie, tak że ni mogły tak
polecić prosto, prędko, tylko tak
drobniutko szły sobie. Były
kuńczyny siane, tam różne rzeczy. Były saladery, były take. Tu możno było na łańcuchu uwiązać i by sie najadły, nie? to cholera
csa było paść, pilnować. A ja byłam dobrym
pastużym, to
żym siedem lat pasła krowy. I krowa nie
rozdyna sie ani nie pynkła ani nic.
Sie nażarła, to sie rozdyna i pynkła. Albo jak ją, przebili jum, no to już nie, tylko jag nie przebito była. No przebili, żeby to, to
powietrzo wyszło. No jak sie tak najadła kończyny za dużo, no to już, takie miała boki oba wielkie.
Mieli Państwo ziemię?
Nie, a u ojca to była zimia, to łojciec łoroł pługim, pługim robił. To jak kartofle sie wykopało, bo pod
skibe sadzili, to znaczy. Wiecie, co to jest skiba? No to
powidz. No, sadziło sie kartofle na przykład, nie? I znów jechały i
przykrywały tom zimią. To zawsze było głymbij te kartofle były.
syn p. Baranowskiej: Wiy Pani, to tak było, pojedyńczo ten ziymniak, jeszcze przydepnuł wtedy go, a później ten koń szed z pługim i zaorali.
p. Baranowska:
I, kochanie, i potym jag już wykopane były,
chodziliźmy razym tak, no, jag u nas było dwadzieścia ludzi kopać kartofle, nie? no to przez dziń sie wykopało, to potem sie chodziło znowu do sumsiadów, do
drugigło, łodrabiało im sie. No to łojciec jag oroł tum ziymie, co kartofle były pod tą skibe, jak to ja mówie, no to czsza było jeszcze z wiadrem chodzić, bo jeszcze były, jeszcze kartofle sie wyłorywały, a szkoda było, to czsza było
wyzbiyry zbierać je do wiadra i na kupe wysypywać.
A ile miała Pani lat, jak wyszła za mąż?
łosimnaście.
Zakochała się Pani, czy rodzice kazali?
Rodzice, bo kowal był, zarabiał dobrze piniążek, a nie tam, bo miałam fajnych chłopoków jak cholera takich, i krawiec, i szewc, i piekarz był, to ooo, ale ni mo ziymi, to co to z tego. Ale ten wóz, wóz ojcu łokuł tak
porzonnie, no i, i widzioł tu, łojciec widzioł, jak tu łobkuwały, roboty było pełno, piniążki były, to mówi, o taki to
bydzie mioł, nawet zimi ni mo, a piniądze są. Kowol to to, robote robił w kuźni i. Konie kuł, pługi robił nowe, brony nowe robił, wszysko robił.
To ojciec Panią wydał?
Tak.
Ale chyba dobrze?
Dobrze było, jak dzieci były i
cojek sie najad, to co to niedobrze, nie? Jak sie nie było głodnym, to juz dobrze.
A ile dzieci Pani miała?
Trzy, dwie dziewczynki i ten chłopiec, co tu był. To akurat na wojne był i taki mały jes, no, co było, margaryna była tylko, cholera jasna, margaryna była i co było, nic wiyncyj, razowy chleb ciemny. Jak
przyniesłam margaryny, taką dużą kostke, bo nas było, troje dzieciaków i nas dwoje, no to było
galancie tyj margaryny było, nie? tako
dużawo kostka była, no i wyjyłam na stół wszystko ładnie pięknie, a mąż jak złapoł tum margaryne i lufcik otworzył, a to było, mróz, zima była, śnieg był, to jag rąbnuł tą kostke.
Śwyństwo, mówi, przyniesłaś, to
ze żydowskich nosów. I to bydziymy jeść. Jak
puścił śnieg, pani, na wiosne, to nawet kury tygo nie chciały
źryć. Bo ni mogłam znalyźć, chciałam poszukać, nie? w śniegu, ale gdzie, jak tam
poledziało gdzieś. I nie chcioł tego jyś, i broń Boże, żeby mu polać tam jakieź jedzenie margaryną. Śmierdziała, wypryskała, jak sie smażyła, to wszystko wypryskało. No ze żydowskich nosów, mówił stary mój, ale z czego to było, to diabli. Dobre nie było, no. Dzieci to jadły, no bo co miały zrobić? Czym im posmarować było? Miały dziesińć deko masła, to na tydziń, to co to było?
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS