Mapa serwisu
Notice
: Undefined index: l2 in
/home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php
on line
151
Notice
: Undefined index: l3 in
/home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php
on line
151
Notice
: Undefined index: l4 in
/home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php
on line
151
| 
Tekst gwarowy (Lututów)
Lututów – tekst gwarowy nr 2
Alina Kępińska
Nagranie (z sierpnia 2010 r.), obróbka techniczna, podział nagrania, weryfikacja zapisu oraz opracowanie, także fotografie: Alina Kępińska, transkrypcja tekstu: Agata Liberek
Opowiada p. Regina Przysiecka, urodzona 25 IV 1930 r. w małej miejscowości Kapie, położonej w sąsiedniej gminie Klonowa, w powiecie sieradzkim, odległej od Lututowa o ok. 6-7 km. Od 1959 roku, po wyjściu za mąż zamieszkała w Lututowie; tak mówi o mężu:
z Lututowa, bo sie podobałam i przyszed chłopak i mie wziuł. Kochana, mąż to był taki babski kucharz, lubioł kure kupić, bo nie chowali kur, lubioł zabić, oskubać. Oskuboł, jeszcze dobrze ugotowoł i zawsze chodził i mnie sposzczyg
ł
, a ja byłam takum dziewuchum, że musiało wszysko grać. Wypaczszył mie mąż, bo byłam taka: wszysko wszyńdzie musiałam zobaczyć, ja sie nie wstydziłam, tylko tyle, że wykształcynio niy mom, byłam głupio, że nie poszłam za artystke.
Na pytanie o to, jaką szkołę skończyła, pani Regina odpowiada:
Łe tam, my tam szkoły pokończyły, cztery klasy i sie żyło. Mąż to skończył trochę wiy
n
kszy, bo un cztery lata starszy, to troche wiy
n
kszy skuńczył.
Tak natomiast opowiada o własnych zajęciach:
mąż do pracy, dzieci sie kształciły, a ja chowałam świnie i krowy, bo mnie bawiło to. Mogła mi pani dać sto tysiyncy na miesiunc państwowych pinindzy, to ja bym sie nie zgodziła, ja kochałam to.
Do rozmowy włącza się:
pani Leokadia Grąbkowska, urodzona 27 X 1931 r. w Piaskach pod Lututowem (obecnie w granicach wsi gminnej). Wykształcenie w zakresie szkoły podstawowej uzupełniła na kursach już po wojnie. Rodzice pani Leokadii pochodzili z Piasków, matka zmarła, gdy córka miała 5 lat. Opiekował się nią ojciec i starsze rodzeństwo (brat i siostra). Mąż pochodził z Lututowa. Był kaletnikiem. Po ślubie p. Leokadia zajmowała się wychowywaniem dzieci oraz początkowo pomagała mężowi w prowadzeniu interesu, potem
gdy interes nie szedł
, oboje uprawiali rolę. Mąż grał na akordeonie, a pani Leokadia śpiewała w prowadzonym przez niego zespole „Lututowianka”.
Jest to wypowiedź przede wszystkim pani Reginy Przysieckiej, dlatego inicjałami RP jest opatrzony tylko jej dialog z panią Leokadią Grąbkowską, której wypowiedzi są sygnowane inicjałami LG.
O weselu, pierzakach, dawnym jedzeniu
Twoja przeglądarka nie wspiera elementu audio.
Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie
Adobe
)
Bo
jo
mum
pojyńcie
, które zaśpiywa
ć
. Troche tych piosynek
pamiyntum
. No to, to to było na weselu, to tak:
ł
Oj
,
zagrej
mi, ty
grocyku
,
Bo mum rose na buciku,
ł
O, zagrej, mi
ł
o dy ładnie,
To mi rosa z niego spadnie.
ł
O, zagrej mi,
ł
o ty graja
,
Przyniese
ci
cztyry
jaja,
ł
O, bym ci je dziś przyniosła,
Tylko mi kura nie zniosła.
To
sum
takie rozmaite
przyśpiywki
, no. To sie i przy
ł
oczepinak
, i przy nieoczepinach, bo
downo
takik
jak
tero
, to tam. Już jak tero wnuczka wychodziła, to
wyśli
do kościo, z kościoła do domu, to już były
zaro
kolejki, koperty,
wi
n
kszy
nic, tak, już
ł
ocepowin
niy ma
. Ocepowiny to tylko
zdymum
tyn
lump
z głowy, bo to przecie już tero sie
nazywo
lump, bo
każdo
sie wyśpi dobrze, to, to jaki to może być
wionek
.
K
ł
ozy
jyj
downo
zeżarły
.
Jak pani nazywa?
A lump,
kawoł
lumpa. No przecie co pani na głowe zawiesi, jak pani
niy mo
mirty
i
wianuszka
, jak dzieci
idum
do
kumunii
świynty
, to widzi pani
ja
g j
es
, wianuszek i idzie cnotliwa
mało
dziewczynka. A ja tak, ja szłam w porządku.
Ja w porządku. Ale
dzisiej
. A, a moja wnuczka, to,
piniundze
nojpiyrw
zebrała, i zamiast, kochana, prezyntów, słodyczy, to by się
rozwaly
ł
y
ł
od
gorunczki
, to były wina dawane. Bo wino w butelce sie nie roztopiło.
A na tych pierzakach to co się robiło?
No
u
, no
u
to
poszły my
, pani, skubać
piyrze
. Pani,
ja
g m
y
skubały, to
my skubały
, no ale, ale jak
chłopoczyska
przyszły, to
czeba
im było przyśpiywać, bo wróble puszczali w piyrze, a piyrze
lekie
i
wiyrzgało
nam po
ł
oczach
. Pani, bo przecie wiedzum, pod szczechu
m
siedzum
przecie wróble na wieczór, gdzieś
śpiu
m
.
LG: Lampke mieli, złapali wróbla,
jedyn
, a
l
bo dwa,
a
l
bo
trzy nawet i wpuścili, a dziewczyny krzyku narobiły, bo, bo w powietrze poszło pierze, no.
RP: A my, a my sie
chichrały
, pani, bo. Dobrze
num
naszykowali jeść, raz, drug|i roz, trzec|i roz, a już czwart|y
roz
, pani, to było muzyka i do rana tańce były.
LG: Jeszcze kapela przygrała i tańce były, na koniec.
W co się skubało?
LG: A skubało się w takie, miały do, donice.
Dojynki
, dojynki.
RP: Du, dunice, to była tako kamiynna do. Dojynki sie nazywały. Takie dojynki,
każdo
miała
swoju
m
i skubały, i skubały.
Ale to były dojynki, bo do dojenia krow, krów?
Nie, do dojynia krow to mówiły nie wiaderka,
ina
szkopki. Dawno mówiły szkopki.
A z czego one były?
Szkopki to były już polewane, to już były wiadra polewane, ale nie mówiły wiadra, tylko szkopek, bo to dawno ta
g m
ówiły.
LG: Dojynki to były, mleko cedziły i sie zsiadało mleko i potem była śmietana i masło robiły w
kierzonkach
.
A proszę powiedzieć, a chleb robiły panie?
My robiły
przetaki
, chleby. To nie takie za dwa dni nie były
skisłe
, kwaśne. Prosze panią, ja byłam blisko
piykarni
. Piekarze piekli co wtorek i co piątek, zrobiłam dwa
kołacze
, na słomianyk
koszyczkak
, bo były i, i
korz
y
niowe
koszyczki też. Zrobiłam tak: troche kwasu i, troche kwasu, troche drożdży i troche kwaśnego mleka, no. I jak te kołacze
przyniesłam
, to te kołacze, prosze panią, były cały tydziń. Nie były twarde, nie były spleśniałe, nie były jakieś, bardzo dobre.
Na chleb pani mówiła kołacze?
Tak, kołacze, bo to były takie duże kołacze, bo to były takie duże bochny. Taki
bochyn
to jo
wiym
, ile
ł
un
móg
ł
ważyć
LG: O, z pięć kilo. Na
tydziń
starczało.
RP:
Łe
, świetnie,
ł
od wtorku do wtorku, bo jo przeważnie we wtorek piekłam.
Snerka
to było tak: wody troche i mleka, to mój dziadziu
ź l
ubił
se
chleba nakruszyć i mówi, snerkum je
LG: U nas mówili smerka inaczej, bo smerka to była tak: nakroili chleba na talerz, i zalali go gotującą wodą, i do tego tłuszczem. Do tego, i rozmieszali z tym, i to sie jadło. Ten chleb się tak rozmoczył, i to sie jadło, to była smerka.
Dobre?
LG: Bardzo dobre.
RP: Nie było
żodnyj
chemii. Masło było swoje
robiune
, czyste, naskładali my śmietany, masło my robiły. Jest taki tłuczek, to jak sie robiło masło ta
g j
a
g j
a w kierzance zrobiłam masła kilo. To, pani, jak pani takim masłym posmarowała
chlebek
, i położyła sobie
serka
czy gzicy, bo
gzica
to. A jeszcze robili
ze sera
takie
gumółki
, nu,
ł
okrągłe
jak
punczki
, tylko
wiy?ksze
. Bo na ser mówili gzica dawno.
LG: Albo mlekiem, albo śmietaną trza było rozrobić ten ser. Dobrze go tak rozmiyszać, i do tego jeszcze można było dodać cebulki, i to
take
było jak mocno gęsta śmietana. To była gziczka.
RP: Gzica, gzica mówili. Placki piekli na blasze z ciasta, takie na blasze,
goły
, na blasze. Jo to ta
g
lubiałam
te placki
ja
g ni
e
wiym.
Start
Wprowadzenie
Podstawy dialektologii
Opis dialektów polskich
Kaszubszczyzna
Kultura ludowa
Leksykon terminów
Leksykon kaszubski
Autorzy
Mapa serwisu
Literatura
ISBN: 978-83-62844-10-4
© by Authors.
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie:
ITKS