Najpierw sie siało,
piołło. Obijało sie w stodole cepami. Potem sie moczyło go w wodzie, żeby włókno odstało. Poleżało w wodzie i wtedy do
mjondlicy. Mjondlica była bez zębów taka, tylko tak, żeby pomjędlić. A cierlica to jusz dwa zęby. Dwa zęby mjała i sie
mjołło tak, mjondliło i potem klepało sie na
takiem stołeczku. I te
paździory odlatywały, a
pakoły na bok. A potem sie na szczotkach dwóch ździerało drobniejsze, grubsze, a potem drobniejsze i garście sie robiło. I to z tych garści
jusz je sie przędło na kółku. Jak sie to sprzędło, to wtedy do potaczki sie wkładało i znów sie odpotoczyło, żeby zbjelało
trochi. I o, to stało dzień, a potem odpuszczona była woda i do strugi… bo to było i w popjele i szło, o, i do strugi sie wyprało. Przyniosło sie do domu, wypłukało, wysuszyło. Były takie kule u sufitu, wyciągało sie znów te przeńdziona
ji jak sie wycio
ŋgnęło, wiło sie jak na szpulki albo na kłębki: do jakiej płochy, jak dwunastka – dwanaście kłębków, a jak
pjetnastka – pjetnaście kłębków. I była
snowadla i wtedy sie na tej snowadli ściany były… i sie znaczyło, ile ścian. Potem sie zwijało i potem sie do krosien. A krosna były z dwóch takich części i sie nawijało.
Któś tam trzymał, żeby równiusieńko te
prountki szły. Z prątków szło do
nicianek, z nicianek szło do
płochy.